LookInto Americas

Utila. Karaibski przedsionek raju

Najtańsze nurkowanie na świecie przyciąga tu dziesiątki turystów z całego świata. Utila to prawie nie Honduras. Nawet po hiszpańsku się tutaj nie mówi.

Najtańsze nurkowanie na świecie przyciąga tu dziesiątki turystów z całego świata. Utila to prawie nie Honduras. Nawet po hiszpańsku się tutaj nie mówi.

– Jedźcie na Roatan, koniecznie – mówi nam przed wyjazdem honduraski piłkarz Osman Chavez. To przepiękna karaibska wyspa, pełna niebiańskich plaż i luksusowych hoteli. Cóż, za kilka lat. Może.

Tymczasem wybieramy sąsiednią Utilę. Mniejszą i tańszą. To honduraska mekka backpackersów. Zastępy bladych twarzy spotykamy już na promie (bardziej przypomina dużą motorówkę), który dwa razy dziennie kursuje na wyspę. Obsługa rozdaje woreczki. – Będziemy wymiotować? – dopytuję. – Prawdopodobnie tak – kiwa z politowaniem pan z załogi. Siadamy więc na zewnątrz zdeterminowani, by patrzeć na fale. Są ogromne. Podskakujemy wysoko, gilgocze w brzuchu jak na rollercoaster w wesołym miasteczku. Woreczki zostają w torbie.

Po drodze do centrum miasteczka mijamy jeden diving center za drugim. Utila oferuje najtańsze na świecie kursy nurkowania – ok. 280 dolarów z noclegiem, w tym kurs teoretyczny, cztery zanurzenia dydaktyczne i dwa dla zabawy.  – Chodźcie zobaczyć, bez zobowiązań – zaprasza opalony uśmiechnięty pan. – Mamy klimatyzowaną salę do nauki,. Tu ładuje się powietrze, są pianki dla kobiet i mężczyzn. Tu pokoje, wspólna łazienka, a na końcu mollo chill-out zone – pokazuje na sześciokątny domek pełen hamaków.

 

Na Utili wszyscy mówią świetnie po angielsku. Przekonani, że to tak tylko dla turystów, uparcie odpowiadamy po hiszpańsku. – Kiedy przyjechałem tu pierwszy raz w 1986, nikt nie mówił tu po hiszpańsku! Sami Karibowie, wyobrażacie sobie? – tłumaczy nam pewien Hiszpan z walizeczką. Aha.

Wyspa obfituje w knajpy, które mniej lub bardziej udanie imitują europejski klimat i jedzenie. Sałatka Cesar w jednej z nich to sałata, grubo siekane krążki cebuli i kilka ćwiartek jajka z trójkątnym tostem. Są też wspaniałe miejscówki z krewetkami w mleku kokosowym czy smażoną barakudą.

Każdego wieczora buzuje w innym miejscu – poniedziałki w Coco Loco (Szalonym Kokosie), barze na molo jakich tu wiele, wtorki w Tranquili, która wbrew nazwie wcale spokojna nie jest. Środy w niesamowitym barze Treetanic – wykładanym mozaiką wielopoziomowym statku zawieszonym na trzech drzewach mango. Co roku Neil i Julia rozbudowują konstrukcję, szkiełka przywożą z pchlich targów w Los Angeles i podróży po Ameryce Środkowej. Przy drinkach toczą się rozmowy o nurkowaniu, po łatwo dostępnej kokainie ciała pląsające na parkiecie nie mogą przestać się ruszać.

– Mam prom za dwie godziny – mówi o 4 rano Amerykanka o polskich korzeniach z wielkim żalem. Kanadyjczycy, Nowozelandczycy, Amerykanie, Włosi, Kolumbijczycy, a nawet jedna Polka Maja – wszyscy zostają tu dłużej, niż chcieli. I to mimo wściekle gryzących mikromuszek. – Chyba znajdują tu to, czego nie mogą znaleźć nigdzie indziej – mówi blondwłosa Jenny, kiedy wstaje dzień.

x Close

Like Us On Facebook