BiteInto Americas

San Pedro Sula – raj dla gangsterów

Do San Pedro Sula przyjechaliśmy zobaczyć jak niebezpiecznie jest w najbardziej niebezpiecznym mieście świata.

Do San Pedro Sula przyjechaliśmy zobaczyć jak niebezpiecznie jest w najbardziej niebezpiecznym mieście świata.

Według statystyk ginie tu 170 osób na 100 tys. mieszkańców. W komendzie głównej policji policjantka Sanchez przez trzydzieści minut pracowicie rysuje dwie linie tabeli na białej tablicy. Podśpiewuje salsę puszczaną na smartfonie. Długą drewnianą linijkę pomaga przytrzymać druga policjantka. Wygląda na to, że spędzą na tym cały dzień.

W San Pedro Sula o wpływy walczą Mara 18 i Mara Salvatrucha (MS). Ta pierwsza jest bardziej brutalna. Zabijają się głównie między sobą lub w konfrontacji z policją. Podkomisarz Alvarenga pokazuje makabryczne zdjęcia ciał. Prawie zawsze znajdują je porzucone w trzcinie cukrowej.

Swoje tereny mareros oznaczają niezbyt wyszukanymi graffiti – symbolom 18 i MS czasem towarzyszy jeszcze kilka grobów. Policjanci na mapach też zaznaczają ich terytoria, tyle że ręcznie wyciętymi karteczkami. Mareros dzielę się ziemią nawet w więzieniu. Mareros z przeciwnych band umieszczeni są na jego dwóch przeciwległych końcach.

P1010959

Ile czasu zajęło narysowanie ośmiu takich tablic, które wiszą wokół nas? Na jednej z nich czytamy, że między 27 a 31 stycznia na terenie całego miasta zamordowano z broni palnej 31 osób. Najmniej w centralnej dzielnicy, najwięcej na obrzeżach.

– Jest spokojnie. Mijają dwa tygodnie bez trupa – mówi policjanci w jednym z patroli w dzielnicy Rivera Hernandez położonej niedaleko tutejszych fabryk. Na pace pick-upa jadą z nami trzej uzbrojeni po zęby żołnierze. – Przez Święta znajdowaliśmy 2-3 osoby dziennie. Ludzie wtedy więcej się przemieszczają przez zakupy, a mareros wykorzystują okazję.

Mareros, tak w Ameryce Łacińskiej mówi się na gangsterów, a na gangi – maras. W jej szeregi wstępują najczęściej młodzi ludzie, nie mają 18 lat. Robią to, jak wszędzie na świecie, z braku perspektyw.

P1010970

Chcieliśmy to zobaczyć. Ale naczelnik nie pozwolił nas wpuścić. – Ostatnio ukazały się reportaże o więzieniu, było w nich napisane, że więźniowie mają tu wszystko. Nie spodobało im się to. Nie chcą więcej dziennikarzy. Spróbujcie u naczelnika w stolicy  – tłumaczył z poważną miną. Szczególnie rozzłościły ich podobno zdjęcia uciętej głowy byłego szefa więzienia. Uciął ją 27-letni złodziej.

Do naczelnika nie mogliśmy zadzwonić, bo od miesiąca wokół więzień nie ma zasięgu. Takie remedium zastosował rząd wobec gangsterów, którzy nawet zza kratek szantażowali ludzi. David, który gościł nas u siebie w tym niezwykłym mieście, otrzymał w ciągu roku kilkaset telefonów z 80 nieznanych numerów. Rozmówcy nigdy się nie przedstawiali.

Przed więzieniem kolejka kobiet, który na widzenie biorą kartony z jedzeniem i materace. Nieopodal stanowisko, na którym można kupić hamak. Mówią, że więzienie może pomieścić 800 osób, a są w nim 3 tys. Na podłodze pewnie nie ma miejsc.

Rząd przeznacza na więźniów śmieszne sumy, organizują się więc sami. Do więzienia dobudowali nowe cele i schody, drugie piętra, stworzyli sieć krętych uliczek. A przy nich: sklepiki mięsne, warzywniaki, fryzjerzy, zakłady bukmacherskie, sklepiki z butami, a nawet jubiler.

Padre Fernando, miejscowy ksiądz, który współpracuje z więźniami, powiedział: – To inny świat. Wszystko to, co sobie wyobrażacie, kiedy myślicie o więzieniu, nie sprawdza się w San Pedro Sula. Jest jak małe miasteczko.

P1010936

x Close

Like Us On Facebook