BiteInto Americas

Na izbie przyjęć w honduraskim szpitalu

– Damy mu zastrzyk w pośladeczki – decyduje lekarz największego publicznego szpitalu w honduraskim San Pedro Sula, gdzie częściej można spotkać rannego gangstera niż chorego turystę.

– Damy mu zastrzyk w pośladeczki – decyduje lekarz największego publicznego szpitalu w honduraskim San Pedro Sula, gdzie częściej można spotkać rannego gangstera niż chorego turystę.

Przemysłowy ośrodek na północy kraju uchodzi od kilku lat za najniebezpieczniejsze miasto świata. W ubiegłym roku w Hondurasie (8,5 mln populacji) notowano 19 zabójstw dziennie. Większość z nich miała miejsce właśnie w San Pedro Sula, gdzie od lat walczą gangi Mara Salvatrucha i Mara 18.

Miasto leży na szlaku przemytników narkotykowych z Kolumbii do Meksyku. Więcej o objeździe z policją po niebezpiecznych dzielnicach i wstrząsających historiach księdza, który pracuje z gangsterami napiszemy w następnych wpisach.

szpital

Do San Pedro pojechaliśmy przede wszystkim, by pokazać dramat mieszkańców z zupełnie innej perspektywy: wprost z ostrego dyżuru. Za inspirację posłużyły zdjęcia Jorge Cabrery, fotografa agencji Reuters, które przed rokiem obiegły świat.

Portrety ofiar potyczek gangów robiły wrażenie. – Spędziłem w szpitalu tydzień. Potem mnie wyrzucili. Nie będzie wam łatwo – ostrzegał Cabrera (jego fotoreportaż zobaczycie tutaj).

Co dzieje się na ostrym dyżurze? O czym rozmawiają lekarze i pielęgniarki? Czy członkowie rodzin mareros przyjeżdżają w odwiedziny? A może koledzy z gangów?

Mieliśmy dużo pytań. Legitymacja prasowa, pismo z gazety, rekomendacje – nic nie pomogło. Najpierw rzecznik prasowa, a potem szef oddziału nie zgodzili się na nasz pomysł. Nie kryli się z tym, że inni zagraniczni i lokalni dziennikarze krytykowali warunki sanitarne i pracę lekarzy.

Tajemnicą poliszynela jest, że chorzy muszą tutaj płacić za wszystko: żeby dostać zastrzyk trzeba kupić sobie strzykawkę, do kroplówki trzeba dokupić nawet wenflon. Higiena? Po wizycie w jednej z łazienek odechciewa się choćby bardzo się chciało. Nie odpuściliśmy i pojechaliśmy do szpitala.Tym razem w roli chorującego i opiekunki.

Dzikie spazmy bólu w bliżej niesprecyzowanej okolicy żołądka, zamglony wzrok i inne numery ze szkoły podstawowej wystarczyły, by wejść na izbę przyjęć. Tam potwierdziły się najgorsze historie: panuje brud i zupełny chaos, rannych wożą w wózkach ich rodziny, porządku pilnują dwie policjantki z pałą, które raz po raz spluwają na podłogę. W końcu jedna z nich wyrzuca z poczekalni wszystkich i… zarządza sprzątanie. Ludzie koczują więc przed szpitalem.

Historia ma dobre zakończenie. Choremu nie wypadało nie wejść do gabinetu. Tam został błyskawicznie zbadany przez doktora z dziwną manierą zdrabniania co drugiego słowa. Na szczęście okazało się, że przybysza dotknął syndrom turysty. – Zrobimy zastrzyk w dupeczkę – zaproponował więc lekarz. Chory z urojenia turysta się nie zgodził i dostał fachowe recepty na cztery specyfiki.

Wyzdrowiał błyskawicznie.

x Close

Like Us On Facebook