BiteInto Americas

Jak zamieszkaliśmy w faweli

Wzgórze Pavao, trzy minuty od plaży Copacabana, to zupełnie inny świat. Świat ludzi, którymi gardzi cała Brazylia.

Wzgórze Pavao, trzy minuty od plaży Copacabana, to zupełnie inny świat. Świat ludzi, którymi gardzi cała Brazylia.

1,2,3, 125, 189, aż w końcu 208. Kilka razy dziennie. W dół lub w górę. 208 schodów do murowanego domu przyklejonego do skalistego zbocza. 208 przeklętych schodów przez najbiedniejszą okolicę w nadmorskiej części Rio. 208 schodów, by zakosztować najpiękniejszego widoku na Atlantyk.

Może raz udało się nam wrócić do domu tą samą drogą. Fawela to jeden wielki betonowy labirynt. Po drodze mijamy windę towarową widmo (nigdy jej nie widzieliśmy), obskurny bar (specjalnością zakładu są baranie żołądki), hodowcę kur (!), miniaturowy sexshop.

Ludzie mieszkają w murowanych domach. Wnoszą cegły na własnych plecach. Jedni muszą pokonać 208 schodów, niektórzy nawet 300. Nasz gospodarz dobudowuje piętro, bo chce wynajmować pokoje w trakcie MŚ. Piętra jeszcze nie widać, ale nocleg na mundial już sprzedany. Prąd i woda – co prawda kradzione – ale też już załatwione. Zresztą w faweli działają już trzy hostele, zbudowane specjalnie na MŚ.

15

W faweli Pavao żyje się biednie (nie jest to jednak skrajna bieda, jak w slumsach np. afrykańskich Kampali czy Nairobi), ale normalnie. W żadnym innym miejscu Rio nie było takiej atmosfery, sąsiedzkich więzi i widoku. Z samej góry rozciąga się panorama, której krawaciarze znad plaży Copacabana nawet nie mogą sobie wyobrazić. Szczyt faweli nazywa się Wietnam. Podobno dlatego, że zginęło tu tyle samo osób. „Spadli” z wysokiego klifu.

Pavao, czyli Paw, to jedna ze spacyfikowanych faweli. Rząd wprowadził specjalny program oczyszczania biedniejszych osiedli w turystycznej części miasta. Policjanci wygnali podobno narkotykowych bossów na północ Rio de Janeiro. Nie bez rozlewu krwi.

16

W naszej faweli funkcjonariuszy policji UPP nie lubi nikt. Są jak postaci z kreskówek, gdy próbują naśladować chód i gesty policjantów z filmów sensacyjnych. Obrazek z boiska, na którym grają dzieci: czterech mundorowych skrada się z bronią gotową do wystrzału, przyklejeni do muru, jakby to była akcja zatrzymania światowej sławy terrorysty.  Niezbyt wiadomo o co im chodzi. Chyba piłka odbijała się za głośno.

Policjanci, podobnie jak wyższe klasy Rio de Janeiro – gardzą mieszkańcami Pavao. Fawele obrzydzają dziennikarzy , budzą grozę turystów i zupełnie nie obchodzą władz. Zdarzyło nam się kilka razy, że rozmówca spuścił wzrok, gdy powiedzieliśmy, gdzie mieszkamy.

Do Pavao wprowadziliśmy się w mało odpowiednim momencie: tydzień wcześniej cały świat usłyszał o starciach mieszkańców z policją. Było o co walczyć, bo czterech funkcjonariuszy zamęczyło na śmierć młodego chłopaka. Jego ciało porzucili na terenie przedszkola!

14 9 5

Być może to byłaby kolejna tajemnicza i szybko zapomniana śmierć w faweli. Douglas Rafael był jednak znanym tancerzem w TV. Jego zrozpaczona matka, sąsiedzi, wszyscy znajomi z Pavao twierdzą, że był porządnym człowiekiem. Na wszystkich murach pojawiły się jego inicjały, na boisku niesamowity portret-graffiti. Smutne jest to, że policjanci nigdy nie odpowiedzą za swój czyn. Prokuratorzy dopiero zaczęli śledztwo, ale zwierzchnik UPP na konferencji prasowej już wykluczył, że zabójstwa mogli dopuścić się funkcjonariusze. Podejrzani wszyscy, tylko nie policjanci.

Ludzie wiedzą, że to co stało się w faweli, zostaje w faweli. A media całego świata obróciły historię w prosty slogan: „Wojna w fawelach Rio de Janeiro”. I to przed mundialem.

DSC_0367

Żeby nie kończyć smutnym wnioskiem: w środku Pavao jest miejsce wprost z „Alicji w Krainie Czarów”. Mieszka tam Andreu, ochroniarz w jednym ze sklepów w Rio. Niezwykle towarzyski kibic Vasco da Gama. Ktoś kiedyś nauczył go, jak pozdrawiać zagranicznych turystów. Biegał za nimi po Copacabanie i krzyczał „Suck my d…”. I dostał łomot.

Andreu mieszka w niewielkim murowanym domu. W ciągu trzech godzin wspólnego biesiadowania przez drzwi weszło ponad 20 osób, wyszło z 30. Wujek, babcia, kuzyn, siostrzenice. I to magiczne okno. Andreu przez trzy godziny co dziesięć minut, z dokładnością szwajcarskiego zegarka, wyciągał zza parapetu kolejne butelki piwa. 1,2,3, 8, 15.

Tajemnicą będzie powrót do domu. Zwłaszcza, że od mieszkania Andreu było jeszcze jakieś 86 stopni.

PS.
Znalazłem sposób, jak z uśmiechem pokonać wszystkie schodki:

x Close

Like Us On Facebook